Otto Wanke to młody kompozytor, urodzony w Wiedniu, od lat mieszka w Wiedniu. Zwycięzca konkursu kompozytorskiego im. Pendereckiego organizowanego przez Międzynarodowy Festiwal Kompozytorów w Krakowie. Spotykamy się online, za oknem w Krakowie i Wiedniu równie bura pogoda. Kompozytorowi towarzyszą trzy puchate koty.
Z tej rozmowy dowiesz się, że:
-Krakowski Międzynarodowy Festiwal Kompozytorów organizuje konkurs kompozytorski
-codzienność zawodowa młodego kompozytora to stosy plików pdf
-motety mogą być inspirujące także dla muzyków współczesnych
-Wiedeń jest bardziej konserwatywnym miastem niż się wydaje
Anna Petelenz – Na dobry początek – gratulacje z okazji nagrody głównej w konkursie Pendereckiego! W trakcie nadchodzącego Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów wykonany zostanie Twój zwycięski utwór Streams…contacts. Ale to nie jest pierwszy konkurs kompozytorski w Polsce, w którym zdobywasz uznanie. Był też m.in. konkurs 12 minut dla Moniuszki oraz konkurs ZAIKSu. Czy to przypadek czy jakoś Cię ciągnie w stronę polskiej sceny muzycznej?
Otto Wanke –Muzyka współczesna ma w Polsce też bardzo piękne tradycje i wsparcie, jest sporo opcji dla młodych kompozytorów. A jako że takim jestem – szukam i działam, gdzie mogę. Studiowałem też chętnie techniki aleatoryczne Lutosławskiego. Staram się nawet je jakoś implementować w swoich utworach. Ale w tym przypadku, mówiąc zupełnie szczerze, zadziałały też względy praktyczne. Kilka miesięcy przed terminem konkursu pracowałem ze znajomą flecistką. I miałem wiele niewykorzystanych nut.
AP – Wspomniałeś o Lutosławskim, a jakie są inne Twoje – i najważniejsze – zainteresowania muzyczne? Celowo nie używam słowa „inspiracje”, ale z pewnością są nazwiska na które patrzysz ze szczególną uwagą.
OW – Spektralizm!
A tu szczególnie kompozytorzy francuscy – Gerard Grisey i Tristan Murail. Piszę doktorat o angielskim spektraliście – Jonathanie Harvey’u. Ciekawią mnie niejednoznaczności parametrów muzycznych, interakcje między barwą i harmonią.
I oczywiście analiza struktur wewnętrznych dźwięków, które rozwijam w większe formy w ramach utworu. Analizuję pojedyncze dźwięki, szukam tam struktur rytmicznych, takich które potem przetwarzam w formy dla instrumentów. Zrobiłem tak też w Streams…contacts. Dźwięki fortepianu sprawdzałem w programie Audiosculpt a potem „przepisywałem” je na dźwięki fletu.
AP – A jak wyglądają przygotowania do festiwalu w czasie pandemii? Wiem, że masz zamiar przyjechać na koncert, ale próby przecież już trwają. Jesteś w kontakcie z Dominiką Peszko – pianistką i Natalią Jarząbek – flecistką? Czy jesteś raczej z tych kompozytorów, którzy zawsze odsyłają do zapisu nutowego?
OW – Jestem w kontakcie z Natalią, jest bardzo odważna i daje mi wiele informacji zwrotnych! I dostanę też nagranie z próby, na co niezwykle się cieszę.
AP – A przecież już pracowałeś bezpośrednio z flecistą!
OW – Tu uwagi wynikają z bezpośredniego zderzenia z dźwiękiem fortepianu. Zawsze jest lepiej też popracować wspólnie przez jedną lub dwie próby, ale nie zawsze jest to możliwe.
AP – W Twoich utworach dostępnych online jest bardzo dużo elektroniki.
OW – Zgadza się. Studiowałem w końcu na wiedeńskim uniwersytecie i kompozycję klasyczną i elektroniczną. Tak więc najbardziej ciągną mnie rejony, w których łączą się te dwie sfery. W konkursie Pendereckiego elektronika nie była możliwa do zastosowania, ale szukam zazwyczaj tych połączeń.
AP – Czy partie elektroniki są prekomponowane czy zostawiasz w nich miejsce na improwizację?
OW – Pracuję głównie z programem max msp. Piszę patche do konkretnych utworów, zazwyczaj na komputer i midi kontrolery. Czasem instrumenty są dodatkowo amplifikowane, więc wtedy angażuję jeszcze ten sygnał. Czasem, tak, przygotowuję presety do określonego zastosowania przez wykonawcę i wtedy nie ma przestrzeni na improwizacje. Ale zdarza się, zwłaszcza gdy gram sam z asystentem technicznym, że pozostawiam sobie tę wolność.
AP – Czyli też występujesz. Wielu kompozytorów to robi, albo dyryguje lub idzie w jeszcze bardziej hybrydyczne rejony, czyli w stronę instalacji dźwiękowych.
OW – Kompozytor musi być dziś elastyczny. I mnie też zdarzyło się przygotować instalację, była pokazana w Wiedniu i w Karlsruhe. To była bardzo długa struna fortepianowa, rozciągnięta wzdłuż pomieszczenia. Mikrofony i wzmacniacze zbierały dźwięki, które potem przetwarzałem.
AP – Wróćmy jednak do samego początku. Dlaczego Wiedeń? Dorastałeś w Znojmo, do Wiednia trafiłeś w okresie studenckim.
OW – I bardzo dobrze się tu czuję. Już od 11 lat. Jako chłopiec byłem autentycznie zafascynowany tutejszym Konserwatorium. Piękny budynek! Miałem 15 lat, gdy przyjechałem tu po raz pierwszy, spodobało mi się i wiedziałem, że chcę właśnie tam studiować.
AP – I tak zrobiłeś!
OW – Kierowałem się też już w stronę muzyki elektroakustycznej, a wiedeńskie studia są bardzo dobrze wyposażone.
Ale też trzeba zaznaczyć, że wtedy jeszcze nie było np. odrębnego kierunku dla wykonawców muzyki współczesnej. Czasem było ciężko znaleźć chętnych do grania. Może dlatego, że wielu muzyków wybiera Wiedeń jednak ze względu na pewną tradycyjność wciąż tu obecną?
Moje studia niewątpliwie były mocno konserwatywne. Na egzamin licencjacki pisałem motet i fugę.
AP – I jak poszło?
OW – Nienajgorzej! Motety są ciekawe, bo zmuszają do myślenia w czterech przestrzeniach jednocześnie a niezależnie. To ważna umiejętność dla kompozytora, zupełnie niezależna od podejmowanej estetyki.
AP – A jak to jest być młodym kompozytorem w Wiedniu – mieście marzeń muzyków, kompozytorów i artystów? Dla wielu Wiedeń to idea i cel. A dla Ciebie to poniekąd punkt wyjścia.
OW – Idea Wiednia jako miasta marzeń dla kompozytora to chyba jednak nie jest prawda… No chyba że jesteś Beethovenem albo Mozartem! Ale mówiąc szczerze, wiedeńska scena jest konserwatywna w porównaniu chociażby do Grazu czy do wielu miast niemieckich, a także polskich.
Myślę, że w Wiedniu wciąż można usłyszeć utwory, których już nie usłyszysz nigdzie indziej. Jest tu spory wpływ muzyki francuskiej, szwajcarskiej także.
AP – Z jednej strony konserwatywny, ale z drugiej Wiedeń słynie z wspierania artystów, a także ich – nieraz odważnych – pomysłów. Jak ten system funkcjonuje?
OW – To prawda. Austria i Wiedeń są bardzo wspierające w obszarze muzyki i kultury. Jest to postrzegane jako „produkt” z Austrii.
AP – Część brandu.
OW – Dla mnie kryzys covidowy nie był złym czasem, bo właśnie jestem w trakcie rocznej rezydencji od Ministra Kultury.
System też wygląda tak, że do aplikowania o dodatkowe fundusze i granty potrzeba współpracy między kompozytorem i muzykami, warto planować wykonania i nagrania. I myślę, że działa to dość dobrze, ale…we wszystkich dużych miastach jest ten sam problem. Czyli kompozytorzy stłoczeni w jednej, nie tak dużej przestrzeni.
Nie wiem, ile ofert grantowych jest przyjmowanych a ile odrzucanych. Tak jak się zastanawiam – jak jury konkursowe są w stanie przejrzeć wszystkie propozycje? Przecież czasem to są tysiące zgłoszeń.
AP – Jak wszędzie pewnie i tu przyda się odrobina szczęścia… A może coś jeszcze?
OW – Ale przecież nie biorą trzech miesięcy urlopu, żeby studiować zgłoszenia, prawda? Z konkretnych rzeczy, to na pewno warto wiedzieć, kto siedzi w jury zanim się do niego zgłasza.
AP – Ale też przecież nikt nie pisze pod jury, prawda?
OW – Nie mógłbym sobie wyobrazić takiej sytuacji. Byłoby to też ryzykowne, bo czasem członkowie jury sami piszą muzykę tradycyjną, ale chętnie nagradzają zupełnie inne formy. Ale jednak i tak uważam, że ryzykiem byłoby nie sprawdzić, kto jest w komisjach.
AP – Wróćmy do Wiednia. Czyli jak – nie ma żadnej magii w Wien – die Stadt der Musik?
OW – Myślę po prostu, że ta idea „Wiednia kompozytorów” trochę się dezaktualizuje. Scena kompozytorska jest bardzo zglobalizowana, muzyka może być wykonywana w każdym miejscu na świecie i do każdego z tych miejsc można aplikować. To dużo prostsze dla kompozytorów niż dla muzyków. Jeżeli jesteś kontrabasistką, to musisz ten instrument wziąć i pojechać do Włoch, jeżeli chcesz wziąć udział w tamtejszym konkursie. Kompozytor wysyła plik pdf. To dużo łatwiejsze. Więc takie literalne połączenie z miastem nie jest dla mnie istotne.
AP – Wspomniałeś, że postrzegasz Wiedeń jako miasto dość konserwatywne. Pewnie bardziej konserwatywne niż chce być postrzegane. Macie jednak blockbustery muzyki współczesnej jak Wien Modern, macie Arnold Schoenberg Center i Tonspur Passage. W małej skali – Vienna Improvisers Orchestra. Muzyka współczesna o rozmaitych obliczach jest dostępna i powszechna. No i była też praca muzyczna Karlheinza Essla w Kunsthistorischesmuseum. Więc jak to jest z tym konserwatyzmem?
OW – Wien Modern… granie Bouleza czy Weberna nie jest już takie nowoczesne, a spora część tego festiwalu poświęcona jest scenie muzycznej powojennej, co po prostu nie jest już dziś nowe.
AP – A spróbujmy zmienić perspektywę. Może dla słuchacza, muzyka XX wieczna już jest trudna? A teraz, Wy – kompozytorzy, jesteście przecież w zupełnie innym, jeszcze bardziej odległym miejscu. Może słuchacze jeszcze tam nie dotarli? Jak w sztuce współczesnej – widzowie często czują się źle widziani i mają poczucie, że „nie rozumieją”. Może z muzyką jest jeszcze trudniej?
OW – Myślę, że młodzi ludzie są bardzo otwarci na współczesną muzykę. I nie wydaje mi się, żeby ktoś myślał o swoich słuchaczach jako o wielbicielach Czajkowskiego czy Mozarta.
Przecież nawet muzyka popularna (jak Radiohead) czy elektro korzystają z zasobów muzyki poważnej. Słuchacze rozumieją narracyjność muzyki lub gest. Trudność pojawia się, czy dźwięki są zbyt ostre, agresywne. Ale estetyka nie jest istotna.
Może w sztuce jest inaczej. Sztuka konceptualna rzeczywiście sprawia, że widz może się czuć niezaangażowany. Znam to uczucie. Ale młoda widownia nie szuka łatwych rozwiązań, melodii. Akceptują i angażują się abstrakcję.
AP – A jakie masz plany i w co chciałbyś się Ty zaangażować w nieodległej przyszłości?
OW – Teraz piszę operę i myślę, że potrwa to jeszcze rok lub dwa. Opracowujemy (z pisarzem) libretto i koncept. Jest tyle możliwości w tym gatunku! Elektronika, nowe techniki śpiewu, przestrzeń i budowanie dźwięku z nią związane, wielki zespół. No i dostałem też pracę w konserwatorium w Brnie, więc będę trochę podróżował. Marzy mi się duży projekt w IRCAM. Byłem tam raz na bardzo krótko, ale marzy mi się coś w większej skali.
AP – IRCAM ma ponoć bardzo ciężkie drzwi, więc gratulacje nawet za niewielkie ich uchylenie!
OW – Ciężkie? Skąd! (śmiech) Wystarczy zadzwonić do biura Bouleza i biorą chętnych od ręki!