Krystian Neścior i 34. Krakowski Międzynarodowy Festiwal Kompozytorów

Anna Petelenz: Wielkie gratulacje z okazji konkursu i pięknego wykonania Palimpsestu! Po dwóch latach pandemicznych koncertów bez publiczności takie wydarzenie ma szczególną moc.

Krystian Neścior: To był wspaniały wieczór! I wyjątkowi muzycy, czyli Sinfonietta Cracovia, zespół, który od lat gra razem. Świetnie zgrani ludzie, dzięki którym miałem doświadczenie bardzo swobodnej pracy. Zupełnie inaczej działa się z projektową grupą muzyków – czyli stworzoną z okazji danego wydarzenia. Już na pierwszym wspólnym spotkaniu pracowaliśmy nad detalami! Tylko marzyć o kolejnych wykonaniach w takich warunkach.  No i oczywiście – koncert odbył się w Sali Siemiradzkiego Galerii Sztuki Polskiej, czyli pięknym miejscu, które dopełniło atmosfery. Trzeba też zauważyć, że sama akustyka była bardzo sprzyjająca. Już przy pierwszym otwierającym geście glissand stworzyła się fantastyczna kulista przestrzeń.

AP: Powiedział Pan kiedyś, że konkursy, bardziej niż wzbudzają ducha rywalizacji – motywują pana do pracy. Ale czy w świecie muzyki współczesnej da się w ogóle funkcjonować bez konkursów? Za konkursami często idą wykonania, a to już nieoczywista rzecz.

KN: Św. Tomasz z Akwinu na początku swojej „Summy” pyta, czy można poznać Boga „z natury”, bez objawienia. I odpowiada, że można, ale zajmie to dużo czasu i będzie to bardzo trudne <śmiech>. Wykonania, zwłaszcza na duże, orkiestrowe składy, to wyjątkowa sprawa. Bez konkursu takiej możliwości bym nie miał. A ponieważ dopiero  się uczę, zależy mi na konfrontacji partytury z wykonaniem. I owszem, terminy mnie motywują, bo zawsze wolałbym posiedzieć i podłubać jeszcze dłużej nad utworem. Przy Palimpseście podobnie. Przez chwilę miałem nawet wątpliwości, czy go wysyłać, bo chciałem dopracować detale.

AP: Do Palimpsestu jeszcze wrócimy, ale mówiąc o konkursach – to jedna z profesjonalnych baniek, w których muzyka współczesna funkcjonuje. A jak mówić o niej do tzw. zwykłych słuchaczy?

KN: Muzykę porównuję do języka obcego. Przypomnijmy sobie pierwszą lekcję angielskiego czy niemieckiego – z perspektywy czasu My name is… to banał. Potrzeba nauki i praktyki, żeby rozumieć i posługiwać się nowym językiem. Z drugiej strony przecież nawet do języka i mowy moglibyśmy podejść jak do zjawiska czysto estetycznego – moglibyśmy słuchać rytmu, rymów, melodii, a nie znaczeń. Muzyka jest do słuchania i mówi sama przez się. Każdy może odnaleźć swój sens, dźwięki, które mogą go poprowadzić. Większość słuchaczy lubi Mozarta, Bacha, Beethovena. A „kod muzyczny” baroku jest przecież bardzo skomplikowany!

Krystian Neścior

AP: Oczywiście. Tylko z barokiem już jesteśmy osłuchani, nauczyliśmy się tego języka. Oswoiliśmy te figury.

KN: Osłuchaliśmy się z eufonicznym brzmieniem, ale czy rzeczywiście oswoiliśmy figury? Czy przeciętny słuchacz je rozpoznaje? Przecież jeśli wiemy jak skonstruowana jest fuga czy forma sonatowa to słucha się tego zupełnie inaczej. Ale czy bez tej wiedzy możemy słuchać muzyki baroku czy klasycyzmu? Oczywiście, że tak! Podobnie możemy słuchać muzyki nowej – może taka estetyka jest mi obca, ale mogę się otworzyć na nieznane, pozwolić muzyce mówić i spróbować usłyszeć o czym ona mówi do mnie. Wracając do metafory języka: jeżeli muzyka jest jak język to trzeba się go uczyć. Niestety w szkole nikt nas tego nie uczył. A wystarczyłoby zadawać pytania – co słyszysz? Dlaczego Ci się to podoba, albo dlaczego nie. Przy takim aktywnym słuchaniu słyszy się coraz więcej, bardziej krytycznie.  Muzyka jest niesamowitym językiem, bo potrafi przemawiać ponad wiedzą i intelektualnym zrozumieniem. Mogę nie rozumieć technik, ale je słyszę.

AP: Im bardziej języka nie znamy, tym bardziej staje się czystą formą. Z kolei palimpsest, to esencja materialności. Skąd taka inspiracja?

KN: Sprawa jest dość prosta, bo po prostu zobaczyłem palimpsesty w jakimś muzeum. I te artefakty jakoś mnie zainspirowały, wydały mi się fascynujące. Nie tylko treściowo ale i graficznie, wizualnie. I zacząłem myśleć jak to mogłoby przełożyć się na dźwięk. Muzykę i palimpsesty łączy z pewnością zmienność w czasie.

AP: Chciałabym nawiązać jeszcze do duchowych inspiracji w pana twórczości. To się połączy też z wątkiem popularyzowania sztuki i muzyki współczesnej. Kiedyś Kościół był mecenasem sztuk. Sobór Watykański II otworzył drzwi na minimalizm, wielość języków, prostotę. Mówiliśmy o bańkach – „profesjonalisty” i „zwykłego odbiorcy”. I jest też rzesza ludzi, którzy się spotykają w kościołach. I wszechobecny kicz.

KN: Byłem kilka lat temu w La Tourette Corbusiera i byłem porażony. Wiedziałem od razu, że tam mogę się modlić. Również w Polsce są takie miejsca jak warszawskim Służewie czy przepiękny kościół zaprojektowany przez Nowosielskiego w Tychach. Wydaje mi się, że zmiana już się dzieje. Pewnie częściej w architekturze. Jasne, że wciąż jest masa kiczu, ale kicz, nie jest przecież popularny tylko w kościele. Jeśli się nad tym zastanowić, to myślę, że nic nie oddaje lepiej transcendencji niż abstrakcja. Bóg jest transcendentny, zupełnie inny, niż wszystko co znamy. Nie jest przecież siedzącym na chmurce dziadkiem z brodą… Jak we wszystkim, również i tutaj potrzebujemy dobrej formacji duchowej i teologicznej. I edukacji. Wtedy też będzie zwiększało się zapotrzebowanie na rzeczywiste piękno w przestrzeni sakralnej i będziemy odchodzić od tego, co tandetne, bo po prostu odkryjemy, że to nie jest prawda – a wszyscy potrzebujemy prawdy, dobra i piękna!

AP: Kicz jest wszędzie, bo po prostu dobrze smakuje i świetnie się go trawi. Ale patrząc praktycznie, to dźwiękowo podczas mszy dużo się dzieje. I tam właśnie mogłyby się dziać mniej konwencjonalne rzeczy.

KN: Tylko jak kreować nowy język dla muzyki sakralnej? To jest pytanie, które stawiam sam sobie i ciągle poszukuję na nie odpowiedzi. Jeżeli chodzi o muzykę liturgiczną to od lat coraz prężniej działa ruch odnowy liturgicznej, propagujący nowe, czterogłosowe śpiewy. Na pewno jest też potrzeba, żeby odejść od przysłowiowej gitary. Edukujemy i wykonawców i słuchaczy, którzy odkrywają, że tajemnica Boga potrzebuje i domaga się piękna, a nie taniego substytutu, którym jest kicz.

AP: To na finał. Na początku było Słowo czy, po tolkienowsku, Muzyka?

KN: Jest taka żydowska przypowieść, która mówi, że Bóg stwarzając świat – śpiewał. Thomas Merton pisał, że wierzy w Boga, który tańczy. Parafrazując go, często mówię, że wierzę w Boga, który śpiewa.