Dzień dobry państwu, nazywam się Anna Petelenz i serdecznie witam was w podkaście „Potrzebni niepotrzebni”. Dzisiaj moim gościem jest Michał Klimczyk – Szyszkodar, artysta, działacz i przede wszystkim ratownik książek, dzień dobry!
Dzień dobry, cześć, Szyszkodar.
Michale, pierwsze moje pytanie. Książek jest więcej niż chętnych do czytania, książki są w absolutnej nadprodukcji. Czasem można mieć wrażenie, że wszyscy piszą książki, że każdy przynajmniej chce napisać książkę. Tak się mówi, że każdy nosi w sobie przynajmniej jedną książkę, chociaż nie jest powiedziane, że każdy nosi dobrą książkę – ale po co właściwie ratować coś co jest w nadprodukcji?
Jak wspomniałaś o tym to przypomniałem sobie takie statystyki, że ponoć w Islandii co dziesiąta osoba opublikowała swoją książkę, więc tam to już w ogóle dużo. Zresztą mają to zjawisko przedświątecznej powodzi książkowej, bo tam jest tradycja dawania sobie na święta książek. Ja ogólnie podchodzę do tego jakoś tak bardziej szerzej – nie patrzę na książki tylko patrzę na opowiadanie historii, że to jest w ludzkiej naturze, żeby sobie opowiadać historie i robimy to żeby kształtować jakieś postawy, żeby uczyć się jakichś podobnych wartości, żeby budować wspólnoty. Uczymy się o tym, żeby być dobrym, żeby szanować starszych, żeby… uczymy się miłości i to wszystko opowiadaniem książek. Więc wydaje mi się że mimo że rzeczywiście współcześnie wydaje się więcej książek, niż było wydane w całej historii ludzkości, no to taką mamy naturę, mamy taką potrzebę, żeby opowiadać te historie. Każdy chce ze swoją historią dotrzeć do jak największego grona odbiorców. Dlatego takie właśnie książki, które już są na śmietnikach, czyli takie właśnie spisane historie na kartkach – wydaje mi się, że fajnie żeby jeszcze może dotarły do jakichś nowych odbiorców. Dlatego je zbieram i chowam do biblioteczek plenerowych. No i samo to też wydaje mi się że jest świetną historią dlatego ja w taki sposób opowiadam swoją.
No właśnie to może powiedzmy troszkę więcej o Twojej działalności, o ratowaniu książek. Wspomniałeś o bibliotekach plenerowych, jeździsz po Krakowie swoim super pojemnym rowerem i ratujesz – i od ludzi i ze śmietników – książki, których nikt nie chce. Ale jak to się właściwie wszystko zaczęło? Skąd taki pomysł? Współtworzyłeś też taki projekt jak Książkodzielnia, czyli takie miejsce gdzie właśnie ludzie te książki oddawali i teraz to przemieniło się w tą sieć bibliotek takich plenerowych. Skąd ta idea i jak w ogóle do tego doszło, że zacząłeś się tym zajmować?
Ja na studiach wyczytałem sobie artykuł o człowieku, który zapoczątkował takie biblioteczki w Stanach i bardzo mi się to spodobało. I miałem nadzieję, że uda mi się to jakoś przenieść do Krakowa. Mam nadzieję, że taka idea jakby jest bardzo inspirująca, że się spodoba w mieście. Ale jak wróciłem ze studiów no to już tych biblioteczek troszkę było w międzyczasie, była taka Fundacja którą założyli studenci z UJotu i zaczęła właśnie tę Książkodzielnię i najpierw myślałem, że ten pomysł się no jakoś tam rozbił no ale zacząłem się udzielać jako wolontariusz w tej Książkodzielni. Ona szybko się przepełniła i ewidentnie potrzebowali pomocy, więc poprosili mnie żebym koordynował tym projektem, no a te biblioteczki, które były w Krakowie no to ludzie za bardzo nie wiedzieli do czego służą a pomysłodawca biblioteczek plenerowych w wywiadach opowiadał, że jeśli biblioteczki nie będą…jeśli te budki nie będą mieć swoich opiekunów to to nie będzie działać, to nie zaskoczy. No i przepełniona Książkodzielnia była, za dużo książek, więc włączałem biblioteczki. Nie miałem opiekunów, to zaczynałem zawożąc je rowerem na początku, takim zwykłym, w sakwach po prostu woziłem te książki. No i zacząłem te książki rozwozić. To się na maksa spodobało. Jakoś się rozeszło, były jakieś wywiady w radiu czy w telewizji, no i internauci zaczęli mnie zachęcać żeby zrobić zrzutkę na wymarzony rower cargo – taki który może pomieścić bardzo dużo tych książek i udało się. To była jednak ciężka praca. Myślałem że to po prostu tak o zakłada się zbiórkę i nagle pieniądze z nieba spadają. A jednak nie no to to tak samo jak by było robić jakieś akcje promocyjne, jakieś właśnie opowiadanie, jakieś prezenty, żeby cały czas ludzi przyciągać do tej zrzutki, zarażać entuzjazmem. W międzyczasie też polski producent rowerów się zgłosił, że chciałby żebym jeździł ich rowerem. No i też cenę zaoferował konkurencyjną, więc ostatecznie się udało – ten rower mam i mogę przywozić bardzo duże ilości książek i jestem z tego bardzo zadowolony. Bo biblioteczki plenerowe często są w parkach albo w takich miejscach niedostępnych dla samochodu albo nawet jak odbieram od kogoś książki to często – tak jak od ciebie – no to to już jest strefa chyba – więc jakbym chciał tam podjechać samochodem, to raz że nie ma gdzie zaparkować, a dwa że jak już jest gdzieś zaparkować no to koszty są dość spore za godzinę. A takim rowerem nie muszę płacić, no bo jest to performance artystyczny. Tak to odbieram. Trudno czasem jest mi dokładać pieniądze do tego, płacę tak czy siak.
Ponosisz bardzo duże koszty, czy organizacyjne, zdrowotne też. Czyli mamy sieć w Krakowie takich biblioteczek plenerowych, ile ich jest w tym momencie?
W tym momencie już ponad 40, ale troszkę przez to że zacząłem tworzyć tę mapkę i do mapki zacząłem dodawać biblioteczki też spoza Krakowa. Albo nawet spoza Polski. Ciężko mi to oszacować dokładni.
I to są skrzynki, skrytki w różnych miejscach, do których tak jak już opowiadałeś – przywozisz książki. Już to opowiedziałeś, jak to wygląda, że się te książki oddaje. Ale bardzo mnie ciekawi, kto dalej jakby korzysta z tych bibliotek? Kto zabiera te książki do siebie? Czy możesz coś opowiedzieć o tym?
Mamy społeczeństwo bardzo zróżnicowane więc ludzie zabierają książki w bardzo różnym celu. W zasadzie to w każdym jaki można sobie wyobrazić. O kurcze koty gmerają mi laptopa. To też zależy od dzielnicy Krakowa, bo na przykład w Nowej Hucie, w szafie, w Parku Ratuszowym, jak wykładam książki to tam już często w trakcie ładowania książek do szafy podchodzą często starsi ludzie, emeryci i przeglądają. To robi się takie zamieszanie że aż ciężko mi jest rozładować te książki, muszę mówić, żeby poczekali chwilkę, kilka minut że ja skończę je rozładowywać i wtedy sobie zaczną jakoś przeglądać tę dostępną literaturę. Jeśli osiedle jest jakieś takie bardziej ekskluzywne, zamknięte często ale jest tam obok osiedla biblioteczka albo nawet na osiedlu, jest jedna osiedle, które ma swoją no to albo biblioteczka jest dla prestiżu albo albo ludzie sobie tam nie wiem wybierają jakieś takie książki tylko aktualne, współczesne, wiesz jakieś modne rzeczy. No i zawsze w tych bibliotekach dla prestiżu książki są na przykład…te książki szybko znikają i znikają tak szybko do tego stopnia, że niektórzy myślą że są kradzione albo coś tam. Ale no tak nie jest, no bo, jak mówię, że jeśli się robi dostawę to można doświadczyć tego że rzeczywiście to są po prostu mieszkańcy i czekają na ciebie i czekają na książki, które gdzieś są. Już nie chce być jakimś takim ideowcem i opowiadać jak jest pięknie, bo rzeczywiście zdarzają, zdarza się, że jacyś kloszardzi czy czy bukiniści zabierają je z chęcią sprzedaży, z zamiarem sprzedaży przez internet i to też się zdarza. Ja zawsze wtedy powtarzam, że dla samej książki to jest dobrze jeśli ona trafi do obiegu komercyjnego z powrotem. To może jest mało etyczne, no ale to już nie jesteśmy w stanie wpłynąć na etykę czy czy jakieś osoby no proszę bardziej zazwyczaj zabierają je z myślą że sprzedadzą je pod halą targową albo w jakimś antykwariacie. Ale bardzo często książki które zostawia się w bibliotekach plenerowych mają status, którzy właśnie antykwariusze z którymi też współpracuje, oni je nazywają niesprzedawalne plus ludzi zazwyczaj się zawodzą, bo nie dostają żadnych pieniędzy. I znowu jak gdzieś wyrzucają albo nie wiem albo próbujący swojego jakiegoś wózeczka sprzedać za złotówkę czy za 50 groszy – no takie sytuacje też się zdarzają. Zdarzają się, że na przykład w jakichś takich dzielnicach peryferyjnych, które graniczą z Krakowem jakieś takie większe cegły czy encyklopedie czy słowniki ludzie brali po prostu do spalenia. Bo za Krakowem już można palić. Wiem, zabierają takie rzeczy no już już nie zostawiam encyklopedii czy słowników budkach. Mam na nie inny pomysł, mam nadzieję już będzie że się go uda zrealizować i będzie super.
Książka jest też takim no narzędziem prestiżu, budowania wizerunku. Też fajnie widać tą różnicę, sam wspomniałeś o tych różnicach pomiędzy osiedlami, więc w ogóle oddawanie bądź też wyrzucanie książek, to jest trochę taki wstydliwy temat. Wszyscy żyjemy trochę w takim świecie, że wszyscy kupujemy książki, czytamy je, jesteśmy w związku z tym super – nikt się nie przyzna że nie czyta książek. Jestem ciekawa, jak jakby emocjonalnie funkcjonujesz w takim, w tej przestrzeni tego oddawania książek? Czy na przykład czujesz no właśnie jakąś taką złość na przykład na ludzi którzy wyrzucają rzeczywiście na śmietnik na przykład, gdzieś tam na beton, pod kontenery wyrzucają książki?
Wiesz co że w związku z tym że realizuję to już ponad 4 lata, to wymaga to olbrzymiej pokory i przymykania właśnie oczy na wiele spraw, bo inaczej bym się wykończył. Nawet w Książkodzielni. Wiesz jak jeszcze ta Książkodzielnia na Prądnickiej działała no to stali bywalcy, w sensie statystycznie – ponoć według statystyk przeciętny Polak czyta jedną książkę rocznie, więc jeśli mam co tydzień jakiegoś odwiedzającego i on zabiera 20-40 książek więc zabiera jednak 40 lat co tydzień. Więc wiadomo, że coś z tymi książkami robi, bo nie ma nieskończonego miejsca. A wiesz a to jest działalność z mojej strony po prostu prosto z serca yy w swoim czasie za swoje pieniądze. No i jest to no i troszkę jest taka zgryzota, że są tacy właśnie znaczy byli wtedy jak jeszcze Książkodzielnia przynajmniej te na Prądnickiej była otwarte. No bo jeszcze w tym momencie są już nowe otwarte, zareklamuje, przy Osiedlu Teatralnym, Instytucie młodych na przykład albo w fundacji Kocham Debniki albo w klubie Kazimierz albo tam na Mikołajskiej, jest też jeszcze taki klub kultury a Małym Rynku oni też mają regalik. No w ogóle tych regalików powstaje coraz więcej i to jest fajne. No jak wiesz, jak przyjeżdżam do biblioteczki plenerowej i tam są śmieci zostawione w środku albo książki są rozwalone albo yy no jest jakiś nie wiem dużo ulotek albo w internecie jak się ktoś żali, że nigdy nie może skorzystać albo że budki są w jakimś nieładzie albo że w albo właśnie…piszą legendy o tych bezdomnych, którzy je zabierają na śmieci. No to to się taki ferment się strasznie rozchodzi po internecie. Zresztą ferment w ogóle wydaje mi się, że dużo łatwiej i chętniej się rozchodzi po internecie niż w coś pozytywnego. Więc no jakby jakby tak sobie kiedyś pomyślałem już parę lat temu, że jak tylko zacznę marudzić, czy narzekać, że mnie palec boli, że że ludzie nie szanujecie tych biblioteczek no to to się skończy to przestaną ludzie podchodzić do tego z entuzjazmem, więc po prostu daję sobie siana. Tak jak wiele osób mogłoby sobie w internecie dać siana i powstrzymać albo zastanowić się zanim coś skomentują, ale zaznaczę, że to są tylko wiesz takie bardzo, bardzo wybiórcze sprawy, bo przede wszystkim większość społeczeństwa podchodzi z ogromnym entuzjazmem i bardzo im się podoba ta idea. Dlatego też chyba to realizuje nieustannie, no bo to działa w dwie strony. Mi też dodaje to siły i do realizowania, kontynuowania realizacji tego tego projektu.
A jak widzisz przyszłość tych biblioteczek? I no możemy w ogóle nawet tak szerzej spojrzeć – przyszłość książki – będzie ich coraz więcej i będą coraz bardziej niepotrzebne czy jakoś się jeszcze skleimy z tymi starymi książkami, bo na przykład będziemy mieli za chwilę książki pisane przez sztuczną inteligencję i nagle pokochamy stare książki papierowe?
Wydaje się, że jest to rynek więc, jak wydaje mi się że coś jest za duże żeby umrzeć więc wciąż wydaje mi się że rynek książki papierowej jest za duży żeby umrzeć. Ja w tym momencie ratuję książki od lat przede wszystkim od lat 50 do 90-2000. No ale wiesz od 2000 roku wydają się kolejne książki i to są dziesiątki tysięcy pozycji, więc one za niedługo, za parę lat będą do mnie trafiać i tak samo będę mógł je rozwozić do biblioteczek. Tak mi się wydaje, wiadomo że książka ma dużą większą konkurencję: bo i gry komputerowe i aplikacje na telefon czy… ale tak czy siak rządzą tym wszystkim ludzie biznesu i ludzie, którzy lubią robić pieniądze, więc wydaje się, że nie pozwolą jakoś tego takiej krowy która wciąż dają mleko zakatrupić. No ale czekaj, bo coś jeszcze miałem mówić o przyszłości biblioteczek – no w tym momencie już musiałem jakoś jednak przyjąć w związku z tym, że miałem operację tego palca – operację palca miałem przez to że za dużo dźwigałem książek – to musiałem przyjąć jakąś funkcję bardziej reprezentatywną. Zacząłem bardziej wiesz opowiadać o tych bibliotekach, jeździć poza Kraków i pokazywać, nowe dodawać do mapki i w ogóle bardziej otworzyć się na ludzi, na mieszkańców. Zacząłem się zwracać albo przez swoją stronę internetową w sensie przez swoje media społecznościowe albo z pomocą jakiejś fundacji, z którymi współpracuje – i to są po prostu zwykli mieszkańcy, którzy mieszkają blisko biblioteczek jakiejś tam jednej albo kilku i mają możliwość przechowania jakieś większej ilości książek. Wtedy ja zawożę do nich. I jak idą na spacer albo na zakupy to coś zanoszą tę literaturę do budek. Dają mi znać i przywożę kolejne. Jest to dość wygodne i też jakoś budujące, bo fajne że… no kiedyś wiesz zależało mi żeby być takim bohaterem-super ale no nie da się . Kości! i I taka forma też jest fajna nawet jest taka wręcz przyjemniejsza, bo jest bardziej społeczna, nawet właśnie wczoraj czy przedwczoraj byłem u jednej pani, która się zgodziła na ulicy Celarowskiej opiekować się dwoma biblioteczkami i strasznie się z tego cieszę, bo bo długo nie mogłam tam nikogo znaleźć i nawet właśnie jakieś tam pan się żalił w internecie, że “nigdy nie mogłem skorzystać, bo tam nikt nie przyjeżdża, nikt nie zostawia książek”. Więc mam nadzieję. że troszkę się to zmieni i też nawet poznawanie tych ludzi jest niesamowite, bo się okazuje że to jest ta pani z Celarowskiej – no to to jest była pani bibliotekarka, robi szydełkiem zabawki, jej mąż maluje ikony i mieli na tyle zaufania że wpuścili mnie do siebie do domu. To jest też niesamowite, bo to już jest pewna intymność. Mogłem oglądać te wszystkie ikony i prace i z wełny i to było niesamowite wręcz wiesz wzruszające – ilu jest pięknych ludzi w Krakowie, o których się nawet nie wie, bo są anonimowi nikt o nich nie wie..
Chyba że się zacznie pomagać Szyszkodarowi.
Tak, albo pomagać Szyszkodarowi.
Bardzo serdecznie Ci dziękuję za rozmowę!
Dziękuję również.
<dźwięk muzyki>
Podcast realizowany ze środków Krajowego Planu Odbudowy. KPO dla kultury.