Marcel Chyrzyński: Artysta staromodny

Publikujemy dziś rozmowę Anny Petelenz z Marcelem Chyrzyńskim – dyrektorem artystycznym Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów. Rozmowa ukazała się w cyklu Potrzebni Niepotrzebni w miesięczniku “Kraków i Świat” w październiku 2023 r.

 

Artysta staromodny

Anna Petelenz pyta: – Jak sypiasz?

Marcel Chyrzyński, dyrektor generalny Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów, odpowiada: –
Inaczej. Zazwyczaj między 3 w nocy i 11 rano.

Wtedy komponujesz?

Komponuję i festiwalowe sprawy też załatwiam wieczorami i nocą.

Sam? Jak organizuje się festiwal, masz zespół?
Biuro festiwalowe działa, ale… na dwa tygodnie przed samym wydarzeniem. Wtedy na przykład organizuję wolontariuszy.

A reszta zadań?
Pracuję sam cały rok. Zajmuję się wszystkim. Od kontaktu z muzykami przez ideę festiwalu, aż po rezerwacje samolotów i hoteli.

Czyli one man show.
I kłopot z delegowaniem. Zamiast tłumaczyć, wolę zrobić sam.

Walczysz z tą potrzebą kontroli?
Chyba nie. Rozkładam pracę na cały rok. Zależy mi, żeby jak najwięcej utworów to były prawykonania światowe, odzywam się więc do konkretnych kompozytorów, zespołów,
także zza granicy. Zawsze jest szansa, że któryś z polskich utworów wejdzie do stałego repertuaru zespołu. Choć realia są takie, że na każdy występ przygotowują raczej nowy program… Przymus i usus nowości.

Załatwiasz też finanse.
Mam umowę wieloletnią z miastem. To jeden z komfortów. Mogę już planować wydatki do 2026 roku. Z kolei ministerialne konkursy ofert na nowe kompozycje są trudne, bo każdy oddział ZKP (Związek Kompozytorów Polskich) wysyła zgłoszenia: czyli jest 14–16 wniosków, a dofinansowanie dostają 3–4. Jest też problem ze sponsorami prywatnymi.

 

Biznes boi się muzyki współczesnej?
Niestety. To muzyka trudniejsza w odbiorze, choć staram się tak programować, by każdy coś dla siebie znalazł. Festiwal pokazuje spektrum różnych stylów kompozytorskich: muzykę elektroniczną, czasem bardziej zorientowaną melodycznie-harmonicznie albo skupioną bardziej na brzmieniu. Czyli Twoim celem jest wyjście poza melomańską bańkę. Z roku na rok przybywa publiczności, choć większość to stali bywalcy. Mieliśmy edycję pandemiczną, zupełnie bez gości, wszystko było online. Mimo kosztów już trzeci rok wszystkie koncerty są transmitowane. Ludzie niemobilni czy z innych miast lub zagranicy nagle mogą być z nami!

Dla wielu artystów Festiwal to takie drzwi, do których trzeba pukać, ale nie wiadomo gdzie są. Ktoś musi zawołać ze środka.

Nie ukrywam, zazwyczaj to ja nawiązuję kontakt z muzykami. Ale dostaję trochę maili z portfolio i odpisuję na nie. Czasem jednak widzę, że artysta wysyła zgłoszenie nieprzygotowany – na przykład gra tylko na instrumentach muzyki dawnej i posiada jedynie reperturar z tego okresu – czy zatem wie, dokąd się zgłasza? Czy wie, że odzywa się do festiwalu muzyki współczesnej? Widać też, gdy mail wysyłany jest masowo, do wielu odbiorców.

Artysta musi szukać szczęścia.
Mnie się inaczej układało, ale też po prostu jestem staromodny. Wśród młodych widzę inne podejście do pracy w kulturze: muszą się promować, zgłaszać, szukać dojść do instytucji. Trzeba być ekspansywnym, bo każdy myśli, że jak nie będzie walczyć, to zostanie za zamkniętymi drzwiami. A bez stałego dochodu, na przykład z zajęć na uczelni, praca kompozytora jest piekielnie trudna finansowo. Wielu próbuje szczęścia w teatrach czy muzyce filmowej. I kto wie, może komuś znów się uda jak Ablowi Korzeniowskiemu?

Wyobraźmy sobie, że masz budżet marzeń. Co robisz?
Zapraszam orkiestry z zagranicy. Wiedeńczycy albo berlińczycy może by przyjechali?

Piękny pomysł. Coś jeszcze dodajemy?
Chyba nie. Naprawdę nie cierpię wywiadów. Wolę zajmować się twórczością.